Joseph Conrad
Lord Jim
Nie dbał o to, jaki będzie koniec i w chwilach przytomności był na wszystko obojętny...
Nie dbał o to, jaki będzie koniec i w chwilach przytomności był na wszystko obojętny...
W owej chwili nic się nie nadarzało, więc naturalnie zawarł znajomość w porcie z ludźmi...
„Jak on równo idzie” — pomyślał Jim ze zdziwieniem, z jakimś uczuciem wdzięczności za ten niewzruszony...
— Więc belka wytrzymała?
— Tak — szepnął — wytrzymała. A przysięgam panu, że czułem, jak ustępowała mi pod...
— To właściwa droga. Podążać za swym marzeniem… Podążać nieustannie…
Jego pełen przekonania szept zdawał się...
Miał stanowisko manewrowe na marsie przedniego masztu. Patrzył stamtąd często w dół z pogardą człowieka...
Po dwóch latach szkolenia wyruszył na morze i dostawszy się w strefy tak dobrze znane...
Wszystko mu było jedno, jak się to skończy, a w chwilach przytomności przeceniał swą obojętność...
Nic mu się wówczas nie nastręczyło, czekał więc, obcując, naturalnie, w porcie z ludźmi swego...